sobota, 10 września 2011

Bezruch

Nie mam na nic siły. To ciekawe uczucie. Z jednej strony biegam, jeżdżę na rowerze, chodzę na jogę, nie brakuje mi kondycji. Z drugiej po prostu wszystko mnie przerasta, fizycznie i umysłowo.

Jak to działa? Po pierwsze dużo lepiej jest z rana i za dnia. Jeżeli rano się poruszam to mam energię aby działać przez parę godzin.

Gdy zapadnie wieczór czuję się jakby ktoś wyłączył prąd. Mogę funkcjonować ale jestem słaby, zmęczony i senny. Zasypiam nawet około dziewiątej. A jeśli nie zasypiam to i tak niewiele udaje mi się zrobić. Za to budzę się dokładnie o wschodzie słońca i nie ważne ile godzin spałem.

To nie przyszło znikąd, nagłe osłabienie po zmroku czułem od wielu miesięcy. Teraz po prostu przyznałem przed sobą, że to choroba i bardziej się temu poddaję.

Po drugie łatwo się dekoncentruję. Mogę robić jedną rzecz naraz i to dosyć powoli. Mam listę spraw do załatwienia przed operacją, prostych i nie wymagających wysiłku ale nie posuwają się do przodu, bo nie mam siły. Kiedy próbuję robić naraz dwie rzeczy to po chwili muszę się poddać, nie jestem w stanie.

Po trzecie czuję jakby jakaś mgła spowijała moją głowę, jakaś wata wypełniała mózg. Nie jestem w stanie jasno myśleć, skupić się na jakimś problemie. Mogę czytać albo raczej kartkować strony ale nie wyciągam wniosków, nie stać mnie na jakąś syntezę. Ani nie interesuje mnie to co czytam.

To nie jest stres z powodu całej tej sytuacji, przeciwnie odczuwam pewien niepokój o przyszłość ale jest to jakieś odległe i przytłumione. Bardziej mnie niepokoi, że w tym stanie nie mogę sensownie pracować.

Nie wiem z czego się to bierze, że raz mi lepiej a raz gorzej. Za dużo czegoś zjadłem lub za mało? Powinienem z tym walczyć, więcej się ruszać? Według parathyroid.com to normalne objawy wysokiego wapnia  – bardziej poirytowany, zmęczony. Podobno w krótkim czasie po operacji pacjenci czują, jakby uniosła się mgła. Może i u mnie tak będzie.

* * *

Wpadł Remek spóźniony o jeden cały dzień, bo miał być wczoraj ale grał z Maćkiem w kości od wtorku i jakoś tak im się zeszło. Jakie to zresztą ma znaczenie czy dziś czy wczoraj? Nasze sprawy nie są aż tak ważne aby doba opóźnienia miała jakiekolwiek znaczenie. Tramwaje się spóźniają to i ludzie też mogą. Staram się przywyknąć do tego, że nie wszystko toczy się zgodnie z moimi kalendarzem.

Remek najpierw wyciągnął mnie domu, niby tylko kilka ulic dalej ale ponieważ pojechaliśmy samochodem zabrało to nam 40 minut i odbiliśmy się od drzwi. Potem zaczął szukać biletów w sieci a bo bardziej od ludzi, którzy źle projektują strony internetowe irytują mnie tylko ci, którzy nie potrafią z nich korzystać. A potem oświadczył, że jeszcze posiedzi bo ma trochę czasu do meczu o szóstej.

Tak mnie zaczął irytować, że z tej złości posprzątałem w kuchni i ugotowałem nam kalafiora z tofu w sosie masala. Zresztą to nie Remek mnie denerwowuje bo na niego trudno się gniewać. Bardziej wyprowadziło mnie z równowagi to, że się irytuję.

Staram się nie wymagać od siebie zbyt wiele. Nie pojechałem nad morze ani nie poszedłem do lasu na spacer ani nie zrobiłem zakupów. Przyznaję się przed sobą, że nie mam siły i mam nadzieję, że to minie po operacji. Ale kim będę wówczas?