poniedziałek, 5 września 2011

Cane corso

Odstawiłem witaminę D i jest mi lepiej. Nie wali mi serce, mam więcej energii. Przez ostatnich parę dni już o dziewiątej byłem zmęczony tak, jakby była druga w nocy, nie mogłem się na niczym skupić dłużej niż przez chwilę. Czułem coś, co fachowo nazywa się chyba splątanie. To idiotyczne leczyć się przy pomocy Internetu ale chyba wolę wierzyć udokumentowanym badaniom niż wątpliwym zaleceniom lekarzy.

Gorzej z operacją. Przecież nie usunę sobie tarczycy nożykiem patrząc w lusterko. W moim wypadku wiele zależy od doświadczenia operatora a ci dobrzy nie są łatwo dostępni.

Rano przyszła Olga i teraz mam wszystko odkurzone i poprasowane.  Przy okazji powiedziała mi, że J. wzięła sobie nowego psa – cane corso.

Ciekawe co z Tajgą? Czy została zesłana do Dąbrowy? Ruda wiewiórka ma naturę chińskiej księżniczki – jest nieufna, trochę wredna, trzyma wszystkich na dystans i nie potrzebuje wiele kontaktu z ludźmi. Spuszczona idzie za swoimi sprawami i nie wraca, więc cały czas trzeba trzymać ją na smyczy. Gdy ma do kogoś z domowników żal nasika mu na łóżko. Jest za to czujna, nie zdarzyło się aby przespała przyjście kogoś do domu.

Jej panią jest Klaudia ale  przez ostatni rok Tajga obdarzała mnie łaskawie swoim towarzystwem nie przejmując się oskarżeniami od zdradę. Brałem ją na długie spacery po Kampinosie i krótsze po Marymoncie, wypuszczałem z domu do ogródka. No i z mojego balkonu mogła świetnie obserwować ptaki i wiewiórki a przede wszystkim czaić się na odwiecznego wroga – kota. No i porobiło się tak, że co wieczór drapała w drzwi sypialni dopóki jej nie wpuściłem a potem spała przy balkonie. Dalej nie zabiegała o pieszczoty i utrzymywała dystans ale wkradłem się w jej łaski.

J. kocha psy, miała ich wiele, zawsze pamięta aby dać im wodę i coś do jedzenia, strzyże je i wie na co mogą chorować. Ale nie ma problemu aby się z nimi rozstać. Gdy ją poznałem miała malamutkę Lunę, którą Klaudia kupiła jako szczeniaka na Allegro. Luna dorosła ale nie zmądrzała i nie nadawała się do trzymania w domu. Wymagała spacerów w ilości, której nawet ja nie byłem w stanie jej zapewnić. Jej dzika energia wyładowywała się w rozkopywaniu ogródka, robieniu wielkich kup i ciągłym poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Nie pomagała tresura, zamykanie w klatce ani specjalne smycze, Luna miała nieustający nadmiar niespożytej energii, który prowadził do destrukcji wszystkiego co stanęło jej na drodze. Chwila ciszy oznaczała, że pies wymknął się aby ukraść coś do jedzenia albo coś właśnie niszczy. Tym niemniej była czterdziestokilowym futrzastym kłębkiem energii i miłości. Uwielbiałem długie spacery z nią bo w lesie Luna była wreszcie u siebie.
Teraz J. usiłuje oddać Oldze trzynastoletniego yorka. Fana jest bezzębna, głucha i całe dnie przesypia w różnych zakamarkach domu. Kiedy się ją przypadkiem znajdzie patrzy na człowieka nieobecnym spojrzeniem, jakby właśnie wypaliła blanta. Tym niemniej można ją polubić.

Nowy dom wymaga nie tylko nowej kuchni i łazienki ale również nowych, odpowiednio luksusowych dodatków. Więc J. marzyła o cane corso a Klaudia o jack russell terierze. Mój pogląd, że psa z zaletami i wadami bierze się na całe życie nie trafiał do przekonania. Albo lepiej nie bierze się wcale, szczególnie jeżeli nie lubi się spacerować.