poniedziałek, 26 września 2011

Starbucks

Poszedłem dziś po raz pierwszy na jogę. Od operacji minęło już dziesięć dni i czas zacząć budzić ciało. Oszczędzałem się podczas ćwiczeń aby nie naciągać okolic krtani a podczas niektórych czułem drętwienie w łydkach. Ale cieszę się, że poszedłem.

Siedzę w ogródku Starbucksa pijąc niesmaczną kawę. Dookoła pełno dziewcząt, które wolą palić papierosy w promieniach coraz bardziej anemicznego słońca, popijać kawę i plotkować niż iść do szkoły. Jakże bliska mojemu sercu jest ta lekkomyślna filozofia. W powietrzu unosi się zapach perfum i smużki dymu.

Trzy miesiące temu siedziałem w tym samym miejscu, zaczynały się wakacje a dziewczęta wokół przechwalały się dokąd wyjadą. Wówczas również wydawało się, że najgorsze minęło. Wyprowadziłem się od J. i zacząłem powoli godzić z tym faktem. Przyznałem się przed sobą, że nie kontroluję picia i zacząłem chodzić na mitingi.

Mitingi okazały się bardzo fajne, dawały siłę, pozwalały inaczej spojrzeć na siebie, zmuszały do myślenia i radzenia sobie z emocjami. Rozstanie z J. bolało ale czułem też ulgę, zniknęło to niezdrowe napięcie, które J. wytwarzała od miesięcy. Znów pozwoliłem komuś przekroczyć granicę, znów moje 'ja' zagubiło się gdzię w 'my'. Odzyskiwanie go z powrotem dla siebie jest zawsze ożywczym doznaniem.

Plan był prosty, odpocząć trochę, odzyskać siły, popracować nad sobą i zacząć układać życie na nowo. Trudne ale osiągalne. Zadanie akurat na lato. Nie planowałem raka.

Teraz też wydaje się, że najgorsze minęło. Odzyskać siły po operacji, przeżyć jakoś kilka tygodni odstawienia hormonów przed radioterapią, odzyskać siły i wyregulować fizjologię po radioterapii. Zadanie akurat na jesień.

Ciekawi mnie jakie los ma plany i czy szykuje kolejne niespodzianki. Kiedyś czytałem, że celem życia człowieka jest odkrycie sensu własnego istnienia. Nie zrobienie kariery, zaciągnięcie kredytów i posiadanie nieruchomości, nie kupowanie gadżetów i wygodne życie.