czwartek, 2 lutego 2012

Pagan II

 Czwarty dzień w Pagan. Wstaję rano, koło szóstej, biegam, patrzę na wznoszące się ponad płaskowyż balony, robię zdjęcia iPone. Wracam, biorę prysznic, jem śniadanie i załatwiam swoje sprawy. Przed południem wsiadam na rower i szukam sobie jakiejś świątyni, w której cieniu można posiedzieć, poczytać, popisać lub podrzemać.

Prawdę mówiąc nie ma innego wyjścia. Cztery godziny od południa do czwartej są zbyt upalne aby pedałować w pełnym słońcu. Jedyne co można to schronić się w cieniu a najlepszy, chłodny cień dają odludne światynie.

Przeczytałem biografię Steve Jobsa. Na początku wcale nie chciałem, połowa ludzi na Goa to czytała. Ale, gdy nie mogłem spać w Bangkoku zacząłem czytać i jakoś się wciągnąłem. Powtarzam sobie, że to właśnie robią ludzie na wakacjach - z nudów czytają książki.

Koło czwartej wracam do hotelu, prysznic, drzemka, idę oglądać zachód słońca a potem kolacja i można poczytać przed snem. W dzień jest ponad trzydzieści stopni, nad ranem, gdy biegam około osiemnastu. Czytam, że w Polsce temperatura spada poniżej dwudziestu stopni i jest to odległe i abstrakcyjne zarazem. Muszę sobie na siłę uświadamiać, że jest luty i że uciekłem od zimy.

Remek ciągle tutaj nie dotarł, mija tydzień odkąd się rozstaliśmy i zaczynam się trochę niepokoić. Ale nie jestem sam, znowu spotkałem Sophie, którą poznaliśmy w Kalkucie i która była w naszym samolocie do Birmy, jest też Richard, który mieszkał z nami w zbiorówce w Rangunie. Poznaję też nowych ludzi.

Dziś rano przeniosłem się z mojego drogiego hotelu za dwadzieścia dolarów do połowę tańszego guesthouse, pożyczyłem też tańszy a dużo lepszy rower od właściciela przyjaznej knajpki na przeciwko Pann Cherry Guesthouese. Serwują tam świetną sałatkę z liści herbaty, rybne curry, pastę z nasion soi.

Mam już w Pagan swoje ulubione miejsca. Świątynie i cały krajobraz mi już trochę spowszedniały. Ale to bardzo przyjemny tydzień. Na wszystko jest czas, nie trzeba trząść się w autobusach. Spokojnie, rowerem, w słońcu można cieszyć się tym nierealnym miejscem.