wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki

Walentynki zaczęły się bardzo romantycznie od sceny balkonowej około piątej nad ranem. 

Z dwóch młodych, miłych Dunek mieszkających tuż koło mnie jedna wróciła z klubu sama. Ponieważ o tej porze i tak się budzę zamieniliśmy kilka słów na balkonie. Po chwili nieoczekiwanie wróciła jej koleżanka ewidentnie nie w najlepszym humorze. Dziewczyny zniknęły w pokoju komentując coś z ożywieniem po duńsku a ja rozkoszowałem się dźwiękami i zapachami tropikalnej nocy. W sumie dobrze, że mnie obudziły bo będę w Azji jeszcze tylko kilka tygodni i podobnych okazji nie będzie wiele.

- Hey buddy, can you do something for me please - odezwał się nieoczekiwanie jakiś głos z dołu. Pod naszymi balkonami stał jakiś młody człowiek otoczony wianuszkiem zbudzonych półdzikich psów - Could you knock on the window to your right?

- Are you sure? - zapytałem.

- Yes, please - odezwał się głos z ciemności. Więc zapukałem a po chwili wychyliła się Stephanie, nadal w nienajlepszym humorze.

- There is someone for you, down there - powiedziałem, więc wychyliła się przez balkon.

- I can't see anyone, only the dogs - powiedziała, wyraźnie zła.

- Hey, it's me. I am sorry - odezwał się głos z dołu.

I scena balkonowa zaczęła się rozwijać w najlepsze, więc dyskretnie wycofałem się do swojego pokoju i włożyłem stopery do uszu.

* * *

Jest w tym bardzo dużo kiczu i New Age. Leżę z zamkniętymi oczami na macie, na platformie wznoszącej się trochę ponad zatokę. Lazurowe morze, szum fal, słońce zachodzi i zaczyna się zmierzch. Temperatura powoli spada do przyjemnych trzydziestu stopni i czuć wieczorną bryzę. Palmy, piasek, niewielka zatoczka - wszystko wygląda, jak na pocztówce.

Leżę więc na plecach starając się nie pozwalać myślom błądzić, próbując skoncentrować moje trzecie oko na punkcie pośrodku klatki piersiowej. Słyszę cichą muzykę i instrukcje nauczyciela jogi.

Mój racjonalny umysł zapiera się i udowadnia mi, że ludzie nie mają trzeciego oka pośrodku czoła a oddychanie, słuchanie muzyki i sposób oddychania nie są w stanie uruchomić żadnego ukrytego ośrodka energii. To brednie i paranauka. 

Tak myślałbym pewnie jeszcze póltora roku temu ale teraz od roku praktykuję jogę i podoba mi się to co dają mi ćwiczenia. A w tej podróży spotkałem tyle osób, które też ćwiczą jogę, medytują i uważają to za ważną część życia - Gaj, Sophie, inni. Więc leżę z zamkniętymi oczyma i staram się koncentrować na ćwiczeniach. W tych idealnych aż niewiarygodnych warunkach, czy może być coś przyjemniejszego?

Zajęcia są rano i wieczorem i chodzę na jedne i drugie. Trochę przesada ale brakowało mi jogi w trakcie tej podróży a ta okazja potrwa tylko kilka dni. Poza tym to bardzo fajne zajęcia, prowadzone innaczej niż te na które chodzę w Warszawie. Dużo więcej jest relaksu, oddychania i medytacji a mniej gimnastyki. Podoba mi się a poza tym niewiele więcej mam tutaj do robienia poza jogą. Moje uszy dalej nie pozwalają mi nurkować.

Prawdę mówiąc to dziwne. Phil, pomocnik instruktiora na kursie nurkowania zaprzjaźnił się ze mną i drugiego dnia zrobił mi małą lekcję geografii tej wyspy. Wiem więc, że kiepskie jointy można kupić zaledwie pięćdziesiąt metrów od naszego ośrodka, lepsze za Seven-Eleven a najprzyjaźniej i najlepiej jest w Bannana Rock Cafe. Zyję sobie z tą wiedzą tutaj już od kilku dni, nie korci mnie aby iść i coś kupić. Zawsze jest mi jakoś nie po drodze.

Zastanawiałem się na tym i doszedłem do wniosku, że sięgam po takie używki, gdy chcę na chwilę odciąć od rzeczywistości. Ale gdy jest ciepło, cały czas świeci słońce, na wyciągnięcie ręki mam błękitne morze a dookoła jest mnóstwo zrelaksowanych i przyjaznych ludzi rzeczywistość wcale nie jest taka zła. Wiec zamiast odcinać się od niej chcę zapamiętywać każdy moment i cieszyć się nim.

Z drugiej strony moje opcje na wieczór walentynkowy są mocno ograniczone. Mogę dalej podrywać tę śliczną Brazylijkę, która jak się okazało ma polskie korzenie czekając aż jej chłopak rozwali mi głowę. Mogę udać się do klubu z grupką polskich gejów, którzy przyjechali tu wczoraj ale kluby nie są dla mnie bezpiecznym miejscem. Dziś mija dopiero dziewięć miesięcy. No albo mogę posiedzieć sobie w barze starając się nie zwracać uwagi na słodką muzykę. Tę opcję wybrało całkiem sporo osób.