środa, 5 października 2011

Czosnek pachnie tam jak kwiat

Czytam o Birmie szukając różnych ciekawostek. Wiersz Kiplinga i nazwa Mandalay mają taką magiczną siłę, zostają w pamięci. Ja pierwszy raz przeczytałem ten wiersz na marginesie kryminału Joe Alexa ponad trzydzieści lat temu i od tego czasu do dziś potrafię go przytoczyć niemal w całości. Okazuje się, że nie jestem jedyny, wiele osób przyznaje się do dziwnej fascynacji tym wierszem i egzotycznymi nazwami miejsc.

Kiedy raz Cię Wschód zawoła na nic potem cały świat
Czosnek pachnie tam, jak kwiat

Kipling napisał Mandalay mając dwadzieścia kilka lat. Nigdy nie mieszkał w Birmie ale wracając z Indii do Anglii wybrał drogę wschodnią przez Japonię i Amerykę. Jego statek stał kilka dni w Rangoonie i Moulamain.

Oczywiście wszyscy wiedzą o Orwellu, który był w Birmie policjantem w latach dwudziestych, co opisał w Birmańskich dniach, swojej pierwszej powieści. Pewnego dnia wrócił do Europy, złożył dymisję i zaczął opisywać zmieniającą na zawsze stary świat rzeczywistość Wielkiego Kryzysu. Powszechny żart głosi, że napisał o Birmie trzy książki a nie jedną - 1984 i Folwark zwierzęcy opisują proroczo współczesną Birmę.

Biorąc pod uwagę, że junta zmieniała kilka razy nazwę kraju i miast oraz przenosiła stolicę aby po swojemu zinterpretować przeszłość, kraj jest odcięty komunikacyjnie a technologię kontroli obywateli dostarczają Birmie Chińczycy może to być bliskie prawdy. Ale nie ma co popadać w przesadę. Mimo paranoicznego tonu na forach Lonely Planet junta daje wizy bez problemu i tak samo je przedłuża a system wyciągania dolarów z turystyki jest tu o wiele mniej sprawny niż to co widziałem na Kubie.


O wiele mniej znany jest fakt, że już na łożu śmierci Orwell planował kolejną powieść, której akcję również zamierzał osadzić w Birmie. W Rangunie mieszkał też w latach dwudziestych Pablo Neruda. Zresztą w latach dwudziestych Rangon przyjmował więcej imigrantów niż Nowy Jork stając się miastem wieloetnicznym. Termin 'społeczeństwo pluralistyczne' został wynaleziony przez J. Furnivalla (ekonomisty z Cambridge i urzędnika administracji w Birmie), właśnie do opisania kipiącego różnorodnością Rangunu. Przyłączona przez Brytyjczyków do Indii Birma rozwijała się szybko przyciagając ludzi z całego świata, choć większość przybyszów stanowili mieszkańcy Indii. Rangoon był przed wojną najpoważniejszym lotniczym hubem między Europą, Azją i Australią a hotel w Rangoonie chwalił się jedynym francuskim chefem w całych Indiach.

Dziś zapomniana i izolowana przez Zachód również stanowi cel migracji. Mandalay to obecnie chińskie miasto a na północy kraju żyje dwa miliony Chińczyków. Nie mniejszości ale obywateli Chińskiej Republiki Ludowej. Buduja tamę Myitsone Dam, która ma dorównać wielkością Three Gorges Dam w Chinach oraz gigantyczne rurociągi do transportu ropy i gazu w kierunku Yunnan. Co prawda tym tygodniu rząd birmański zastopował budowę tamy ale chyba nie pod wpływem protestów Birmańczyków ale raczej, jako taktykę negocjacyjną. Chińczycy od razu ogłosili gotowość do rozmów.

Czytam o Birmie a tymczasem Wizzair teleportował mnie do Włoch, gdzie kawa jest smaczna za to tania, słońce grzeje a ludzie uśmiechają się. Patrzenie z okien pociągu na krajobrazy za oknem jest czystą przyjemnością, więc szkoda tracić wzrok na szklany ekran iPada.