wtorek, 30 sierpnia 2011

Efekt białego fartucha

- Ja mam życzenie, żeby chory Józef Muginsztein wyzdrowiał. Kamforę, poduszki tlenowe, separatkę możecie dawać bez krępacji.
 * * *
Wczoraj nie dałem się kolejny raz zbyć miłym paniom z recepcji powtarzającym, że nie ma wcześniejszych terminów. Poszedłem do przychodni i asertywnie wdarłem się do endokrynologa. W ciągu paru minut zostałem uspokojony, że nie należy mi wycinać przytarczyc i dostałem receptę na witaminę D, która ma powstrzymać wysikiwanie przeze mnie moich kości.
A gdy już wyszedłem z gabinetu pani doktór wykonała chyba jakiś telefon i po dwóch godzinach rozmawiałem już z chirurgiem do którego wcześniej nie było wolnych terminów.
Chirurg rysował mi jak zamierza wykonać operację i tłumaczył, jakie są ryzyka. Zapowiedział, że raczej usunie całą tarczycę i dwie przytarczyce z jednej strony ale dwie pozostałe powinny po kilku miesiącach podjąć pracę. Wyszedłem od niego z plikiem skierowań na dodatkowe badania.
To oczywisty efekt białego kitla ale od razu poczułem się lepiej. Ktoś wreszcie zajął się mną. Weekendowy research w internecie, który wprawił mnie w lekką panikę okazał się przydatny bo wiedziałem, jakie pytania zadawać.
Pojechałem dziś rano na rezonans magnetyczny. Aby dostać się do przychodni abonamentowej trzeba przejść przez przychodnię NFZ, z ogromną kolejką pacjentów czekających do rejestracji. Potem mija się śluzę, korytarze są puste i ciche, kolejek nie ma a pacjenci wyglądają zdrowo i swoim zachowaniem dają do zrozumienia, że mają oczekiwania.
Rezonans to kolejne badanie podczas, którego trzeba leżeć bez ruchu na wznak wsuniętym do małej klatki. W moim wypadku przez 40 minut. Miałem zamiar rozluźnić mięśnie, tak jak na jodze ale na uszy dostałem słuchawki takie, jak oprator młota pneumatycznego. Urządzenie warczało i ryczało i czułem się raczej, jak Gagarin poczas orbitowania sputnikiem, niż jak jogin.

- Posted using BlogPress from my iPad