niedziela, 28 sierpnia 2011

Niedziela

Klucze od domu wkładam do lodówki. zostawiam zapalony gaz lub zapomina, że coś gotuję i nawet włączony minutnik nie pomaga. Staje się to niebezpieczne. Próbuję sobie znaleźć jakieś zajęcie ale ani przeglądanie wiadomości, ani praca ani oglądanie telewizji nie wzbudzają mojego zainteresowania. Z tego powodu mam za dużo czasu sam dla siebie co nie robi mi dobrze. Na szczęście Czarek wczuwa się w moją sytuację, w niedzielę znów wyciągnął mnie na rower a potem wpadł po południu posiedzieć ze mną. Jego towarzystwo sprawia, że trzymam fason.

Namawia mnie też abym naciskał na J. w sprawie pieniędzy, więc zadzwoniłem do niej wczoraj gdy siedzieliśmy w kawiarni. Ale usłyszałem, że nie ma pieniędzy i na razie nic mi nie odda. Nie czuję się z tym dobrze.

Zacząłem czuć coś w gardle poniżej tchawicy podczas przełykania i gdy trzymam lekko pochyloną głowę. Na początku myślałem, że to autosugestia ale wrażenie nie znika. Możliwe, że guzy się powiększają, minął prawie miesiąc od biopsji i nie wiadomo w jakim tempie rosną. Utrudnia mi to czytanie na leżąco i w fotelu, czyli mój ulubiony sposób spędzania czasu. I niepokoi.

Sobotni upał, wypita coca-cola lub stres (albo wszystko naraz) uruchomiły parathormon i diurezę. To fajne słowo diureza, eleganckie ale w moim wypadku nie ma w tym nic eleganckiego. Podczas badania pod nazwą dobowa zbiórka moczu wysikałem 5,5 litra w ciągu 24 godzin a był to spokojny, chłodny dzień. W gorsze dni wypijam koło dziesięciu litrów płynów a wysikuję pewnie siedem.  Można z tym żyć ale co chwila rozglądam się za czymś do picia lub miejscem, gdzie można się wysikać. Męczące.