czwartek, 25 sierpnia 2011

W kolejce

Zostałem zapisany do kolejki na operację, usuną mi tarczycę, przytarczyce i jakieś węzły chłonne. Czas oczekiwania kilka tygodni. Z reguły dzwonią kilka dni wcześniej ale teoretycznie mogą też zadzwonić dzień przed operacją. Miesiąc po operacji zdecydują czy podawać izotopy jodu. Jeśli tak, to będą to kolejne kilkudniowe wizyty w szpitalach przez kilka miesięcy.

Na razie nici z kupowania biletów do Azji. Przez dwa miesiące lub dużo dłużej nie będę panem swojego losu. Mój towarzysz podróży Remek nie przejmuje się tym. – Nie mamy kupionych biletów, więc najwyżej pojedziemy później. A ty działaj, działaj, załatwiaj.

Sama wizyta u lekarza trwała kilka minut i przebiegała w wesołej atmosferze. Gorzej, że okazało się, że skierowanie, które załatwiłem we wtorek jest złe i musze mieć inne. Więc już po wizycie u lekarza odsiedziałem trzy godziny w kolejce do kierownika przychodni aby wypisał mi właściwe skierowanie. To właśnie ciemna strona publicznej służby zdrowia. Każdy może tu przyjść  więc pacjenci są brzydcy, chorzy i z prowincji a w dodatku opowiadają chętnie co im dolega. Nie wiadomo czemu mam się zgłosić do gabinetu 24 choć w internecie jest napisane, że do 41 i czemu wcześniej muszę odwiedzić gabinet 6A. Decydują o tym jakieś panie z recepcji, które zaraz potem znikają. Panuje kafkowska atmosfera.

Mój nastrój oscyluje od euforii do głębokiej depresji ale przeważnie jestem nieobecny. Dziś jadąc do Centrum Onkologii wsiadłem w niewłaściwy autobus i zorientowałem się dopiero po kilku przystankach. Klucze do mieszkania zostawiam w lodówce.Nie wyłączam ekspresu wychodząc z domu. Zaczynam coś robić i zapominam co chciałem.

Nie mogę się zdecydować jaką postawę przyjąć wobec wydarzeń. Walczy we mnie stare i nowe. Wobec innych naturalnie jestem stoikiem, wszyscy dziwią się jak spokojnie mówię, że mam raka. Inną postawą jest poczucie ulgi. Uzyskałem doskonałą przepustkę od wszelkich powinności. Nie szukam pracy bo mam raka. Jadę do Azji bo miałem raka. Nie angażuję się bo mam raka. We wtorek miałem fazę afirmacji. Świeciło słońce, po mieście chodziły opalone i rozebrane dziewczęta, ludzie się uśmiechali. Myślałem sobie, że to nowe doświadczenie, które mnie zmieni, pokaże jak doceniać życie. Na pewno wszystko dobrze się skończy, rak tarczycy jest niegroźny.

Ostatnio dominuje jednak rozgoryczenie i rezygnacja. Nie chce mi się stać w kolejkach. Po co mam iść na operację skoro świetnie się czuję.  Może lepiej wyjechać i nie leczyć się. Jakiś czas będzie dobrze a ja przeżyję kilka dobrych chwil. A może nie ma na co czekać, nie poddawać swojej godności dalszym próbom. Nie zasłużyłem na to co mi się przydarza.

Chwilami też rośnie we mnie złość. Dziś niechcący rozbiłem słoik z miodem w kuchni. W takiej sytuacji powinienem się zezłościć, zakląć, walnąć w coś. Odpuściłem ale ta złość zbiera się gdzieś we mnie i pewnie kiedyś znajdzie sobie ujście. Połączenie wybuchu złości z poczuciem krzywdy i rezygnacji jest dla mnie niebezpieczne bo stąd niedaleko do sięgnięcia po alkohol.

Uświadomiłem też sobie, że wycięcie tarczycy oznacza jej trwałą niedoczynność mimo lekarstw. Czyli poczucie zmęczenia, senność i przybieranie na wadze, starzejącą się skórę i uczucie chłodu. Wygląda na to, że mój zdrowy, szczupły wygląd odzyskałem tylko na krótko.