czwartek, 5 kwietnia 2012

Tierra del Fuego

Nie podobało mi się w Puerto Natales. Jechaliśmy przez krajobraz chilijskiej Patagonii w oślepiającym słońcu ale jak tylko wysiadłem w Natales zrobiło się szaro, zaczął wiać zimny wiatr a w końcu padać lodowaty deszcz. I zauważyłem, że zgubiłem moje skórzane rękawiczki.

Nie mogłem znaleźć miejsca, gdzie sprzedają bilety do Ushuaia, nie ma dworca, każda linia ma swoje biuro gdzieś na mieście. W końcu znalazłem hostel, mieszczący się w prywatnym domu, w którym sprzedali mi też bilet na autobus. Nie mogłem podłączyć się do wi-fi, musiałem zresetować im router. Nie mogłem znaleźć Chloe, która przyjechała innym autobusem. Facet sprzedający owoce grzebał się, jak mucha w smole.

Bank miał drzwi w niewłaściwym miejscu. Bankomat nie wypłacał tyle ile chciałem. Nie mogłem zdecydować się na kupno rękawiczek. Nie mogłem zdecydować, gdzie i co zjeść na kolację, w końcu wybrałem bar z plastikowymi stolikami, hamburgerami i wi-fi.

Pokój w guesthouse był zimny, okno całą noc było otwarte, w końcu to Chile. Łóżko za wąskie, mój współtowarzysz chrapał. Rano musiałem wstać na kolejny autobus i próbowałem po cichu i po ciemku pozbierać się i poruszać po obcym domu.

To nie z Puerto Natales było coś nie tak. Małe chłostane wiatrem miasteczko nad zatoką, z mnóstwem sklepów turystycznych i hosteli. Gospodyni w guesthouse była bardzo życzliwa i pomocna, był tam domowy klimat z fotelami i pluszakami. Chrapiący Argentyńczyk był miły i dobrze rozmawiało.

To po prostu ja jestem już zmęczony podróżą. Mam dosyć autobusów, dosyć zasypiania i budzenia się w obcych miejscach. Dosyć wyszukiwania miejsc do zjedzenia czegoś porządnego. Dosyć przeliczania pieniędzy w egzotycznych walutach i zastanawiania się co jest drogie a co tanie. Dosyć gubienia i zostawiania rzeczy i kupowania nowych. Nie męczą mnie same krajobrazy, miejsca i poznawanie ludzi ale męczy mnie uciążliwa logistyka podróży.

* * *

Autobus do Ushuaia okazał się nie jednym autobusem ale trzema. Pierwszy zabrał mnie w kierunku Puerto Arenas i wysadził na pustkowiu abym złapał autobus jadący z Puerta Arenas do Rio Grande. Przez chwilę było jak w filmie drogi - ja, mój bagaż i nic dookoła, tylko pusta przestrzeń po horyzont.

Drugi autobus przeprawił się promem przez cieśninę w Punta Delgada. Po drugiej stronie nie było dróg. Dosłownie. Nawet Route 40 tam, gdzie nie miała asfaltu zrobiona była z ubitego tłucznia a tutaj autobus jechał, jak dyliżans błotnistym traktem, chwilami powoli przeprawiając się przez strumyki.

W autobusie poznałem Patricię, Chilijkę z północy z Atacamy, która jechała z rodzicami na wakacje do Ushuaia. Pierwszy raz była tak daleko na południe i była podekscytowana egzotyką tego miejsca i poznawaniem ludzi. Przyjemnie było patrzeć na jej radość.

Tierra del Fuego jest dużo bardziej żyzna niż Patagonia. Po stronie chillijskiej to płaskie łąki i bezdroża na których pasły się stada owiec. Gdy dojechaliśmy na wybrzeże atlantyckie i znów zmieniliśmy autobus w Rio Grande zaczęła się porządna asfaltowa droga, trawiaste łąki przecinane strumykami i lasy. Prawdziwe lasy z drzewami, co prawda trochę suchymi i poskręcanymi od wiatru. Ten płaskowyż ma dużo wilgoci i stabilną temperaturę ze względu na bliskość Atlantyku a od południa, od zimnego powietrza znad Antarktydy chronią go wysokie góry. Piękne słońce i bezchmurne niebo.

Po dojechaniu do gór skończył się łagodny krajobraz a znowu zaczęły skały, fjordy, głębokie doliny rzek i pokryte śniegiem zbocza. Zrobiło się ponuro i zaczął padać zimny deszcz. I w końcu, po zmroku dotarliśmy do rozświetlonego ulicznymi latarniami Ushuaia.

Znalazłem sobie szybko pokój u miłych Argentyńczyków. Tu z kolei było za gorąco, nawet po otwarciu okna na noc. Ale mam wygodne łóżko, wi-fi, czystą łazienkę. Uznałem, że należy mi się pewien komfort aby uczcić koniec podróży.

A kiedy cel osiągniemy - po trasy czarach tak wielu - okazać może się, że my podróżujemy bez celu.

W podróży samej jest jednak cel piękny też w sobie sam.

To ostatnia jazda autobusem, ostatni guesthouse na długi czas. Koniec świata. Dalej nie da się już jechać. Czas zacząć wracać.