Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wróżbici. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wróżbici. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 stycznia 2012

Droga do Mandaly

Autobus jechał piętnaście godzin. Był to nawet porządny autobus i droga też była porządna ale zwykłe, azjatyckie uciążliwości uczyniły z tej jazdy torturę. 

Autobus był produkcji chińskiej więc siedzenia nie nadawały się do siedzenia (za wąskie, za krótkie, za nisko) a oparcia do oparcia (jakoś dziwnie wyprofilowane). Głośniki całą noc nadawały birmańskie disco polo na zmianę z lecącymi w telewizorze soap operami. Birmańczycy włączają klimatyzację w autobusie dopiero w nocy i wszyscy w autobusie byli ubrani w długie kurtki i okutani w szale.

Jakoś jednak wytrzymałem tę podróż, obiecując sobie solennie, że już nie pojadę autobusem, ze stacji zabrał mnie skuter i już o dziewiątej byłem w hotelu. Tym razem nie szukałem przez kilka godzin pokoju za pięć dolarów tylko wziąłem pierwszy wolny z łazienką. Mam już kupiony bilet powrotny do Bangkoku, pieniędzy mi powinno starczyć, więc troszkę poszalałem - zamówiłem bilet na podróż rzeką do Paganu za 40 dolarów i zarezerwowałem tam pokój za 25 dolarów. W tym drugim przypadku nie miałem wyjścia, statek dopływa późno a w tańszych miejscach nie było wolnych pokoi.

Samo Mandalay w okolicach hotelu jest nieciekawe - budynki nowsze w chińskim stylu (bez stylu), z handlem na dole, ulice hałaśliwe, bazary bez wyrazu. Bogatsze, większe, ze sklepami ale bez jakiegoś klimatu, który by zachęcał do pozostania na dłużej. 

Po południu wspiąłem się powoli na wzgórze Mandalay. Po Moulmain wrażenie dziwne - więcej turystów, głównie par emerytów wyskakujących z taksówek, podcienia zastawione straganami oferującymi t-shirty, obcinacze do paznokci i zabawki z Chin. Jednak ani straganów ani turystów nie jest tyle aby zabrakło sennej atmosfery, pustych miejsc do posiedzenia, spokoju i ciszy. Szedłem przysiadając po drodze aby odpocząć i podrzemać.

Usiadłem na chwilę aby skorzystać z usług astrologa-chiromanty. Według niego mam bardzo długą linię życia, dożyję 93 lat. Dobre dla mnie będą miesiące - czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień ale nie grudzień, mogę wówczas chorować. W czterdziestym czwartym roku życia zarobię dużo pieniędzy a w czterdziestym szóstym wybiorę gdzie chcę mieszkać i wybuduję dom. 

Jestem przystojny i będą o mnie walczyć kobiety co doprowadzi do konfliktów. Podróże są dla mnie korzystne jeśli będę podróżować samotnie lub w kilka osób ale nie we dwie osoby. Również w pracy i interesach osiągnę powodzenie, jeśli będę działać sam. Myślę, że usłyszałem to co astrolog myślał, że chciałem usłyszeć.

W każdym razie było to przyjemne popołudnie, porozmawiałem z kilkoma mnichami którzy chcieli poćwiczyć angielski. Jeden z nich opowiadał mi o tym, jak to jest być mnichem, zanim odpędził go ode mnie tajniak. Inny zapytał mnie, czy jestem szczęśliwy.

Na koniec dnia poszedłem na nocny bazar aby coś zjeść na ulicy. Początkowo chciałem iść do chińczyka opisanego w LP ale siedzieli tam sami biali, więc zdecydowałem że wolę rynek. Po drodze mijałem rozłożone na asfalcie stoiska z książkami, większość była strasznie zaczytana, część straciła okładki i miała nowe, dorobione ręcznie. Czytałem u Emmy Larkin, że Birmańczycy kochają książki, mają własną wersję wielu klasyków, na przykład Szerloka Holmesa, którego akcja przeniesiona jest do Rangunu.

 

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Szaman

Zachęcony książką Terzaniego poszedłem do szamana. Nigdy wcześniej nie chodziłem do zamawiaczy, bioenergoterapeutów i znachorów, jak również do wróżek. Jestem na to zbyt racjonalny, choć z drugiej strony – nie jestem aż tak racjonalny, skoro czytuję horoskopy. Po prostu lubię myśleć o sobie, że podejmuję decyzje kierując się rozumem i logiką.

Szaman na imię ma Roman i przyjmuje pod Warszawą w kierunku szosy katowickiej. Jest znajomym znajomych i ci od dawna – jeszcze gdy nie było nawet podejrzeń raka – namawiali mnie abym go odwiedził. Podobno nawet zdiagnozował mnie na odległość. Ja jednak, wolałem wyleczyć się przy pomocy lekarzy a dopiero potem zaspokoić swoją ciekawość.

Nie mam samochodu, więc namówiłem Remka aby mnie tam zawiózł swoim. Ponieważ jednak Remek trochę wypił poprzedniego wieczoru, ja prowadziłem. Po godzinie walki z GPS-em, bocznymi drogami i naszą nieznajomością terenu udało nam się trafić na miejsce. Domek, jakich wiele – w środku, w salonie, przy rozpalonym kominku czekało kilka osób. Był też wielki kot o osmolonym futrze, który najpierw mnie zignorował a potem przyszedł się łasić.

Po dwóch godzinach oczekiwania wypełnionych oglądaniem meczu bokserskiego na przemian z bajkami dla dzieci przyszła moja kolej. Szaman zaprosił mnie do gabinetu, który bardziej byl przedsionkiem sypialni z dwiem kanapami i dużym oknem. Wyglądał zwyczajnie – średniego wzrostu, długie włosy, dżinsy, okulary.

- Z czym Pan do mnie przychodzi – zapytał.

- Mam raka, właściwie miałem bo już jest po wszystkim, no i jeszcze wcześniej miałem różne kłopoty. Chciałbym się dowiedzieć co mi jest i z czego to wszystko wynika.

- Niech Pan mówi.

Więc opowiedziałem w skrócie.

- A co mówią lekarze? – zapytał w pewnym momencie.