Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Singapur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Singapur. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 marca 2012

Singapur - Buenos Aires

Równo 36 godzin od wyjścia z hostelu Footprints w Singapurze do zameldowania w Aplino Hotel w Palermo, Buenos Aires. Z tego 29 godzin lotu. Prawdziwych godzin bo czas ulegał dziwacznej transformacji w tej podróży. Jest dziewiąta, poranek w Buenos, czyli po ósmej wieczorem w Singapurze i mój zegar biologiczny nie wie co sądzić na ten temat.

Pietnaście lat temu razem z Maćkiem podróżowaliśmy w Ameryce Południowej - Chile, wodospady Igauzu, Buenos Aires i kawałek Patagonii. Zaraz potem, zafascynowany przestrzenią Patagonii chciałem tu wrócić i przejechać ją całą aż do Ziemii Ognistej, zobaczyć lodowiec Perito Moreno i krajobrazy Torres del Paine. Ale zawsze było coś innego, praca, jakieś związki, brak pieniędzy lub czasu. Teraz nadszedł czas aby spełnić kolejne marzenie.

Jestem w Buenos Aires. Trzy godziny na lotnisku w Sinaguprze, samolot odlatywał w środku nocy o drugiej dziesięć. Siedem godzin (a może osiem) lotu do Doha w Katarze, gdy wylądowaliśmy było ciągle ciemno bo to parę godzin różnicy czasu. To był krótki lot i dużo spałem ale i tak już miałem dosyć latania. Niecałe trzy godziny na lotnisku w Doha, za oknami wstawał świt. Doha w prównaniu z Sinagpurem wygląda jak jakiś barak na pustyni, malutkie toalety, linoleum zamiast wykładzin. Nie przejmując się niczym poćwiczyłem jogę by pobudzić krążenie.

Kolejny przelot to jakiś gigant, piętnaście godzin z Bliskiego Wschodu do Sao Paulo, nad całą Afryką i Atlantykiem. Miałem szczęście bo na trzech fotelach było nas tylko dwoje, starsza pani z Argentyny i ja, więc było trochę miejsca. Mnóstwo filmów w systemie rozrywki, więc najpier oglądałem japońskie kryminały (zakręcone ale fajne), potem film o admirale Yamamoto (Japonia całą wojnę dążyła do pokoju), potem chiński film historyczny (jakaś rewolucja ale nie wiem co co chodziło) a na koniec amerykańskie komedie (New Year's Eve, Tower Heist).

To był lekki koszmar, poza spacerami do łazienki nie było sensu ruszać się z fotela. Nogi bolały coraz bardziej, szczególnie nie wiem czemu kolana. Pić mi się chciało, byłem głodny, bo między śniadaniem a obiadem zrobili ze dwanaście godzin przerwy. Zasłonili okna w samolocie i większość pasażerów drzemała albo wpatrywała się w swoje monitory. Czas stracił znaczenie, jaki czas zresztą - w Singapurze, w Doha, czas lokalny czy może czas w Ameryce Południowej? Po paru godzinach było mi już wszystko jedno, byliśmy nad Atlantykiem, w Singapurze była noc i zacząłem przysypiać oglądając filmy. Przespałem dwa niemal w całości.

Wreszcie wylądowaliśmy w Sao Paulo, większość pasażerów i cała obsługa wysiadła i wkroczyły ekipy sprzątające. Nas trzymali na naszych fotelach i cały czas liczyli, zdołałem tylko trochę postać i trochę posiedzieć z nogami w górze. Po godzinie wsiadła nowa załoga i wpuścili nowych pasażerów. Dwie i pół godziny lotu do Buenos Aires to już była krótka wycieczka.

środa, 21 marca 2012

Singapur

No i stało się, znowu, polubiłem Singapur. Pierwsze chwile były męczące, po odpoczynku na Tioman znów podróż. Upał i wilgoć, autobus wysadzający pasażerów do odprawy na moście Causeway, kolejka do autobusu, który nie nadjeżdżał. Jakiś kierownik regulujący ruch ludzi na moście popatrzył na mnie i bez wyjaśnienia wsadził mnie do autobusu CW2, choć jechałem CW1. Miał rację, bo w ten sposób dojechałem w okolice Little India, gdzie są tanie guesthouse.

Wysiadłem z autobusu i za nic nie mogłem się połapać, gdzie jestem. Ulice, samochody, roboty drogowe. W końcu poszedłem na intuicję (i całkiem w odwrotnym kierunku niż myślałem) i trafiłem na kilka uliczek, gdzie był jeden guesthouse obok drugiego. Zapytałem o cenę i wziąłem łóżko w dormitorium za 70 złotych.

Pokój okazał się malutki z trzema piętrowymi łóżkami. Ale guesthouse w porządku, jak mieszkanie w akademiku. Kręci się dużo ludzi z całego świata, na dole kanapy, telewizor, DVD, kuchenka. Do późna w nocy oglądałem filmy z innymi, piłem herbatę i przeglądałem net.

Bałem się, że nie będę mógł spać w dormitorium ale nie miałem wyjścia, w Buenos Aires też jest bardzo drogo, może drożej niż w Singapurze a budżet się skurczył. Więc dwie noce w dormitorium w Singapurze, 29 godzin lotu do Ameryki Południowej, trzy noce w hotelu w Buenos aby wypocząć i zwalczyć jet lag (11 godzin) a potem dwie noce w autobusie przez Patagonię. Taki jest plan, mało komfortowy ale trudno.

W moim pokoju jest czwórka młodzieży z Hong Kongu. Okazali się bardzo mili, cały czas pytają czy mi coś nie przeszkadza. Z jedną z dziewcząt rozmawiałem do drugiej w nocy bo jest bardzo ciekawa wszystkiego. Dlaczego podróżuję?, Co odkryłem w podróży?, Jakie to uczucie poznawać świat?, Czemu mam tyle wolnego?, Co robię?, Jak to jest mieć 43 lata?, Jak się żyje w Europie?. Cały czas przepraszała, że zadaje takie bezpośrednie pytania ale rozumiem ją, jest po prostu ciekawa świata, którego nie zna. W sumie sam sobie zadaję te pytania.

Następnego dnia poszedłem pieszo przez miasto. Nie mogę tyle chodzić, w klapkach po twardych chodnikach, nogi mi się męczą. Więc szedłem powoli, wstępując do rozlicznych galerii handlowych aby odpocząć od chodzenia i upału. Wymieniłem znowu wyświetlacz w iPhone, kupiłem pokrowiec na niego, posiedziałem w Starbucksie. Im dłużej tak spacerowałem, tym bardziej podobał mi się Singapur. Nie jest tu tak źle.

Doszedłem do rzeki dopiero koło piątej i zwiedziłem Muzeum Cywilizacji Azji. Bardzo dobre wystawy, uświadamiające różnorodność, bogactwo i odmienność tego kontynentu. Tyle jeszcze do zobaczenia. Trzeba tu szybko wrócić.

Poszedłem do kafejki internetowej koło hotelu bo musiałem rozliczyć podatki. I młody chłopak, który ją prowadzi zaczął mi też zadawać pytania. Czemu ludzie z Zachodu podróżuja jako bakpakerzy? Czy jest bezpiecznie? Czy się nie boję? Jak to jest zostawić wszystko? Jakie to uczucie, mieć dużo czasu i być wolnym?


To fajne uczucie. Chwilami mam dosyć, jestem zmęczony, brakuje mi własnego miejsca, ale podróżowanie jest bardzo zen. Jest ciepło, bezpiecznie i łatwo. Widzieć nowe miejsca, mieć świeże wrażenia, spotykać ludzi z całego świata, nie martwić się na zapas, zapominać o korkach, stresie i o tym co czeka w domu. Nic zresztą nie czeka.

Chciałem jakoś uczcić ostatnią noc, gdzieś wyjść. Wyszedłem przed guesthouse, przy stoliku na ulicy siedział Hindus i Anglik. - How are you, where are you from? - i po chwili siedzieliśmy rozmawiając. Hindus pracuje tu w Barclays Bank, jako informatyk, Anglik jest przejazdem w drodze do Hong Kongu. Było ciepło, każdy miał na sobie szorty i t-shirt, ulica tętniła życiem mimo późnej pory. Azja.