czwartek, 17 listopada 2011

Sekluzja

Zadzwoniłem wczoraj do ambasady Myanmar  w Brukseli i zapytalem o nasze o wizy.

- A jaki numer paszportu? – zapytała urzędniczka.

- To są dwa polskie paszporty, numer…

- Oczywiście pamiętam Pana. Ale przeczytałam we wniosku, że Pan jedzie dopiero w styczniu, więc nie śpieszyłam się z wystawianiem wizy.

- No tak ale kolega musi odebrać pazporty i wysłać je do Polski, a jeszcze muszę wystąpić o wizę indyjską i wietnamską.

- W takim razie zaraz wystawię wizy i w piątek można będzie odebrać paszporty.

Czyli może mamy wizy ale okaże się w piątek. Podobno z urzędnikami w Azji jest tak, że dobrze im się przypominać.

Jutro wcześnie rano idę do szpitala przyjąć dawkę promieniotwórczego jodu. Jeśłi potwierdzi się to, co wyczytałem to będę tam do poniedziałku, z tego trzy doby w całkowitej izolacji. Zamierzam odciąć się całkiem – iPhone poszedł do naprawy, laptopa ani iPada nie biorę ani też żadnego przenośnego internetu. Biorę dwie książki, małego, starego iPoda, którego właśnie ładuję muzyką (Tony Benett, Buddha Bar, Dinah Washington  etc.), prymitywny telefon na który mało kto dzwoni, bo prawie nikt nie zna jego numeru.

Będę czytał, myślał albo wpatrywał się w sufit. Żadnego czytania gazet lub portali, mejli, facebooka, grzebania w Internecie. Ciekawe czy siedzenie w zamknięciu przez trzy doby okaże się nie do wytrzymania?

Mój nastrój się popsuł od paru dni, zrobił się wyjątkowo ponury. Siedziałem przez długi weekend w domu, tak postanowiłem bo za chwilę zacznę tęsknić do domu, własnego kąta, własnej kanapy i własnego łóżka. Siedziałem sobie przy komputerze, trochę programowałem i nawet nieźle mi to szło, pracowałem koło dwóch godzin, szybko się męczyłem więc robiłem kilkugodzinną przerwę a potem znów wracałem do komputera. I co ciekawe szybko posuwałem się do przodu. Ale po trzech dniach w domu w niedzielę mój nastrój naprawdę był już zły, uruchomiła mi się karuzela depresyjnych myśli i z każdą chwilą było gorzej. Spleen, ciemno i szaro za oknem, mgła, depresja, złe myśli. Zacząłem wszystko widzieć czarno, oskarżać siebie o wszystko co się wydarzyło i w ogóle katować się myślami oraz jednocześnie użalać się nad sobą. Przez tyle miesięcy przeszedłem przez wszystko bez depresji a teraz nagle zaczyna mnie brać?

Poszedłem więc w niedzielę wieczorem na miting i to było dobre posunięcie bo po pierwsze uświadomiłem sobie, że mi to pomaga i powinienem tam częściej chodzić. W poniedziałek zadzwoniłem do lekarki, która wypytala mnie co się dzieje i powiedziała, że to prawie na pewno skutek odstawienia hormonów. I faktycznie tak może być. Przyznałem sobie prawo do tego aby czuć się gorzej i od razu poczułem się lepiej. Jeśli bowiem to nie jakaś prawdziwa depresja ale odstawienie euthyroxu, to mogę jeszcze kilka dni wytrzymać nim zacznę go ponownie brać.

Dalej mam nie najlepszy nastrój i jestem senny i zmęczony ale zamiast kłaść się spać piszę sobie. Spakowałem się, załatwiłem wszystko co musiałem a jutro wcześnie wstaję aby ustawić się w kolejce do rejestracji. Dzwoniłem już i czeka na mnie miejsce na oddziale.

* * *

sekluzja - odosobnienie, izolacja społeczna, wyłączenie społeczne. Nie zależy od zamiarów.