środa, 23 listopada 2011

Nuda i cierpienie

Dunbar znowu leżał na wznak, bez ruchu, wpatrzony szklanym wzrokiem w sufit. Pracował nad przedłużeniem sobie życia. Osiągał to przez uprawianie nudy.
- Gotów jestem nawet przyznać, że w ten sposób życie wydaje się dłuższe...
- Jest dłuższe...
- Jest dłuższe... Jest dłuższe...? No dobrze, jest dłuższe gdy wypełniają je okresy nudy i cierpienia - zgodził się Clevinger niechętnie. - Ale komu zależy na takim życiu?
- Mnie - odpowiedział Dunbar.
- Dlaczego?
- A masz coś lepszego?

* * *

Trzy doby spędziłem w zamknięciu, leżąc na szpitalnym łóżku. Wybrałem pokój bez telewizora, nie wziąłem laptopa z mobilnym internetem ani iPada ani nawet gazet. Miałem ze sobą dwie książki – Terzaniego “Powiedział mi wróżbita” oraz Góralczyka “Złota ziemia roni łzy”. Przeczytałem obie.

O dziwo najbardziej dłużył mi się pierwszy dzień w zamknięciu, gdy najwięcej się działo. Koło 9:30 przewieźli moje rzeczy do izolatki a o 11:00 dostaliśmy kapsułki z jodem. Kapsułki podaje lekarz okutany w ołowiany fartuch a zaraz po moim przejściu przez drzwi rozterkotał się licznik Geigera. A potem już nic się nie dzieje – salowe zostawiają posiłki na korytarzu i pukają w drzwi, lekarze i pielęgniarki dyżurne raz na dobę wsuwając głowę pytają, czy dobrze się czuję.  Poza tymi wydarzeniami można robić co się chce w ramach swojego pokoju.

Mogłem czytać, mogłem wpatrywać się w sufit albo patrzeć, jak zapada zmrok za oknem. Mogłem otworzyć okno i patrzeć na pociągi albo w drugą stronę na opustoszały parking. Nie doznałem żadnej iluminacji ani nie przemyślałem swojego życia na nowo. Zgodnie z przewidywaniami siedzenie z własnymi myślami nie było łatwe bo myśli uparcie odpływały w kierunku mojej wewnętrznej pustki, która dopominała się o uwagę. Jednak zaglądanie w nią nie przekraczało pewnej granicy, po pierwszym dniu czas zaczął płynąć szybciej a ja więcej czytałem a mniej myślałem.

Poza mną w zamknięciu był jeszcze pewien rencista-stoczniowiec o trochę prostszej historii – miał guzy w tarczycy, leczyli go, w końcu zdecydowali o operacji, która odbyła się dzień wcześniej niż moja. Tydzień po był wynik histopatologii i okazało się, że to rak. Więc dawka jodu tak, jak ja i kontrola za pół roku. Trochę ze sobą rozmawialiśmy.

Nasz trzeci współtowarzysz (ale każdy miał oddzielną izolatkę, tylko pierwszego dnia, gdy robili wstępne badania byliśmy razem na zbiorowej sali) był weteranem. Operowali go kilka razy bo na początku były jakieś błędy a w szpitalu był leczony jodem chyba już piąty raz. Rok po roku coś mu ‘odrastało’ i lekarze woleli powtarzać terapię.

Był też pewien starszy pan – nawet trudno powiedzieć, że dużo starszy, po prostu wyciszony i zrezygnowany – po którym przejąłem izolatkę ale jego lekarze zostawili w szpitalu. Właśnie zaczął tracić wzrok  – rak miał już ogniska w kilku narządach – oczach, wątrobie i innych. Gdy komórki rakowe chłoną jod i pochodzą z tarczycy to nawet jeśli osiądą w innych organach dalej nazywa się to rakiem tarczycy i leczy na endokrynologii. W każdym razie opowieści, że rak tarczycy jest mało groźny i łatwy do wyleczenia włożyłem między bajki. Nie każdemu się udaje.

Zresztą w moim przypadku skutki uboczne (te życiowe) też nie są banalne a przede wszystkim są nieodwracalne. Nie przestanę być alkoholikiem albo nie będę z J. a źródło tego leży w wydarzeniach tego roku nim okazało się, że to rak a gdy moje przytarczyce oszalały, wymywało mi wapń z kości, chciało mi się coraz bardziej pić, myślało mi się coraz ciężej, utyłem a potem schudłem. To jednak już przeszłość a tymczasem dzisiejszy dzień niemal cały spędziłem znów w przychodniach.

- Pańskie kolano jest znacznie starsze niż Pan – powiedział mi dziś miły starszy ortopeda. - Nic już się nie da zrobić, będziemy zmniejszać ból fizykoterapią ale będzie coraz trudniej i za jakiś czas czeka Pana wymiana na endoprotezę.

To samo jest z zębami: – Coś uruchomiło proces – powiedziała mi miła Pani. – Potrzeba około dwóch lat aby Pana wyleczyć.

Na szczęście nie mówiła nic o żadnych protezach.

Byłem jeszcze u jednego specjalisty, który postawił mnie przed dylematem – kosztowne badania i leczenie albo duszenie się w nocy i w perspektywie problemy z sercem. I chyba znów nie mam wyboru. Wszystko to są w dużej mierze konsekwencje wahnięć w poziomie hormonów i wapnia, czyli raka. Więc pod tym względem to nie był udany dzień. W dodatku od rana zauważyłem, że ludzie mnie dziwnie irytują i dopiero po kilku godzinach skojarzyłem, że znów biorę euthyrox. Na razie powoli rośnie mi napęd ale nie nastrój – trudno się w tym odnaleźć.

Poszedłbym pobiegać ale muszę oszczędzać kolano. Ani utrata kilogramów ani bieganie i ćwiczenia nie pomogły, lekki uraz i zaczyna puchnąć i boleć - więc na razie dam mu spokój. Dostałem od ortopedy skierowanie na rehabilitację. Normalny termin oczekiwania na pierwszą wizytę wynosi miesiąc ale latem jednej z recepcjonistek przyniosłem kawę ze Starbucksa, bo wyglądała na niewyspaną, więc pierwszy termin dla mnie znalazł się na wtorek i zdążę zrobić całą serię zabiegów jeszcze przed wyjazdem. Terzaniemu powiedział jeden z wróżbitów aby zbierał zasługi (aby odwrócić zapowiedziane nieszczęście) ale chyba miał na myśli coś bardziej duchowego niż częstowanie młodych kobiet kawą.

* * *

Z tego wszystkiego wyciągnąłem po raz kolejny wniosek, że życie jest krótkie i trzeba z niego korzystać póki mam własne kolano, zęby, nie mam problemów z sercem albo zanim znów trafię do szpitala celem połknięcia promieniotwórczej kapsułki. Czyli teraz, zaraz. Nie zamierzam się za bardzo martwić. Jestem też zmęczony pisaniem o swoim zdrowiu. Tyle jest ciekawszych tematów.

Ale ponieważ wiele osób to ciekawi – promieniowania się nie czuje, przynajmniej nie w moim wypadku. Gdyby mi podali placebo nie zauważyłbym różnicy. W zasadzie to zacząłem traktować to poważnie patrząc jak serio traktują to lekarze i pielęgniarki. Te wszystkie stroje, izolacja, instrukcje i oświadczenia do podpisania. Salowa poprosiła mnie abym nie chodził po korytarzu części zamkniętej, gdy ona się tam kręci. Lekarze dyżurni tylko ostrożnie uchylali drzwi izolatki (drzwi były zwyczajne i wątpię aby zatrzymywały promieniowanie), dopiero szef kliniki, który miał dyżur w niedzielę odważnie wszedł do środka, zamienił ze mną dwa zdania, obrócił się na pięcie i wyszedł.

Jedynym dowodem tej całej przygody są kolorowe zdjęcia z tomografu i scyntygrafii na których widać świecącą kulę w moim przełyku, w miejscu w którym była tarczyca.

W każdym razie jeszcze przez kilka dni moje płyny fizjologiczne (mocz, pot, sperma) są gorące. Nie mogę spać z nikim w łóżku ani przebywać w pobliżu (2-3 metry) przez dłuższy czas, małych dzieci mam na razie unikać. Ale nie mogę napromieniować innych przedmiotów, mogę tylko zostawić ślady śliny lub potu dlatego, to co nosiłem na sobie w izolatce mam wyprać i potrzymać ze dwa tygodnie na balkonie. Nie powinienem próbować począć dzieci przez pół roku co najmniej. Nic spektakularnego.