niedziela, 27 listopada 2011

Slow travel

Paszporty z birmańskimi wizami jeszcze nie dotarły do nas ale najważniejsze, że mamy wstemplowane wizy. Udało się. Cały biznes okazał się jednak mało opłacalny bo nie ma już tanich lotów z Kalkuty do Rangunu, więc i tak lecimy przez Bangkok, gdzie te same wizy można było załatwić w dwa dni.

Kupiłem już bilet Kalkuta-Bangok i kombinowałem co dalej - przylot 16:40 do Bangoku i wylot ciut droższym Myanmar Air o 19:30 czy może noc na lotnisku i poranny lot o 7:30? Ale Remek wytłumaczył mi swoją filozofię podróży:

- Dajmy sobie ze dwa dni w Bangkoku, po tych Indiach, Kalkucie, syf, bieda i szczury a Bangkok to taki Nowy Jork Azji. Wypoczniemy, zjemy coś dobrego, wyśpimy się w dobrym hotelu. Pójdziemy nad kanały, zjemy coś na targu, zobaczysz spodoba ci się. Pobyt na lotnisku powyżej czterech godzin to nuda i męczarnia, wizy tajskie mamy za darmo to jedźmy do miasta. Wiem skąd odchodzi tani autobus, wiem, gdzie są tanie i dobre hotele.

Może i racja, za bardzo chciałem zaplanować, zoptymalizować i znów narzucić sobie zbyt wyczerpujące zadania. Remek zaś dalej tłumaczył mi swoją filozofię.


- W tej Birmie to też nie planujmy na razie żadnych przelotów - (jest taki pakiet dla turystów Mandalay Air, pięć lotów do najciekawszych miejsc za 230 dolarów) - pojedziemy pociągiem, popłyniemy stateczkami po delcie rzeki, posiedzimy nad morzem. W każdym miejscu będziemy tak ze dwa trzy dni. Dobre jedzenie, leżak masaż stóp.

Naczytałem się tyle o Birmie, że od razu chciałbym tam być i wszystko zobaczyć - tak wiele miejsc i tak mało czasu. Ale nie można przecież zobaczyć "wszystkiego" a można stracić przyjemność podróżowania próbując.

Co jest celem mojej podróży? Nie pogoń i odznaczanie kolejnych miejsc na mapie ale odpoczynek dla ciała i dla duszy. Wczuwanie się w atmosferę miejsca, upływ czasu, cieszenie się ciepłem i słońcem, zimą bez zimy.

Ciało przypomina mi, że wypoczynek jest mu potrzebny - duszę się w nocy, przez co sypiam po kilka godzin i jestem zmęczony. W dzień też ciężko oddycham. Lekarze dali mi taki aparacik, który przez całą noc rejestrował, jak śpię i we wtorek dowiem się do mi jest. Mogą to być efekty umierania resztek tarczycy albo czegoś innego.

Kolano też boli, więc staram się nie chodzić, porzuciłem myśl o bieganiu zamiast tego robię pompki. Siedzę w domu, gotuję i załatwiam sprawy przed wyjazdem.

* * *

A tymczasem w Birmie zmiany, zmiany, zmiany - według polskiej analogii kończy się Okrągły Stół i nadchodzą wybory, rok 1988 płynnie przechodzi w 1989 r. Opozycja ogłosiła, że wynegocjowała z reżimem satysfakcjonujące warunki wyborów, w których większość miejsc w parlamencie pozostanie zarezerwowana dla reżimu ale część będzie obsadzona zgodnie z regułami demokracji. Parlament zagwarantował prawo obywateli do protestów

1 grudnia odwiedzi Birmę Hillary Clinton, pierwsza wizyta na tym szczeblu od przewrotu Ne Wina w 1962 r. - pisze o tym Economist.