Po dwóch dniach, gdy Internet nie działał ani w naszym hotelu ani w kawiarniach nagle powrócił. Poszliśmy do herbaciarni i nie zamówiliśmy nic dopóki nie sprawdziłem, że mamy działające połączenie. Posiedzieliśmy surfując po necie i paląc melonową sziszę a po powrocie do hotelu okazało się, że tu też jest sieć. I działa całkiem nieźle.
Leżymy więc w śpiworach, pod kołderką i surfujemy. Dziś przekonaliśmy, się że potrafi tu być zimno. Temperatura w pokoju waha się między 10 a 12 stopni, więc jeśli w pokoju siedzieć to tylko w śpiworze. Woda pod prysznicem jest ciepła albo gorąca - zależnie od pory dnia ale ręczniki nie schną zupełnie przy 100 proc. wilgotności (tyle pokazuje mój termometr z higroskopem).
Wczoraj zaspaliśmy do południa i gdy wyszliśmy na miasto było ciepło. Ale już dziś okazało się, że ciepło nie jest od razu po wschodzie słońca ale właśnie od południa do szesnastej. W dodatku jechaliśmy z rana taksówką do Bhaktapur a okna w taksówce były uchylone.
Dziś był dzień turystyczny, wzięliśmy taksówkę do starej stolicy Nepalu i zapłaciliśmy po 1100 rupii (12 dolarów) za bilet na zwiedzanie miasta. Było jednak warto bo Bhaktapur piękny, prawdziwe stare miasto z ceglanymi uliczkami, mnóstwem świątyń i pałacem. W dodatku jest tam dużo spokojniej, ciszej i powietrze jest czyste. Przyjemny odpoczynek od zgiełku i smrodu w Kathmandu. Pieniądze z biletów idą na renowację starego miasta, więc poszły na dobry cel.
Potem poprosiliśmy jeszcze taksówkarza aby zawiózł nas do Patanu, innego ważnego miasta w dolinie, które teraz niemal zrosło się z Kathmandu. Tutaj ominęliśmy bramki a pieniądze wydaliśmy w knajpie z tarasem, gdzie Remek pił piwo a ja zjadłem wegetariański obiad. Patan też ma plac ze stupami i pałacem ale Bhaktapur bardziej nam się podobał.