sobota, 10 marca 2012

Tioman II

Bungalow nie ma klimatyzacji, więc nie trzeba było regulować jej w nocy, wyłączyłem też hałaśliwy wiatrak. Uchyliłem szybki w oknach i drzwi a temperatura była idealna aby spać pod moskitierą bez przykrycia, tylko w bokserkach. I nie musiałem wkładać do uszu stoperów, jedynym dźwiękiem w nocy był szum fal. Spałem ponad osiem godzin. Od paru dni zacząłem lepiej sypiać.

Post, który napisałem wczoraj po przybyciu na Tioman gdzieś się zagubił zatem raz jeszcze. Jestem zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie tu jak na innych plażach - Goa, Langkawi, Koh Tao - dużo ludzi, beach bary, deptak, markety i stragany. Tymczasem Tioman to duża wyspa a prawie pustynia, kilka wiosek zajmujących skrawki plaży, nie połączonych ze sobą drogą. Większość zajmują góry (najwyższa ponad 1000 m) i dżungla.

Moja wioska - Air Batang - to kilka grup bungalowów między którymi biegnie wąska betonowa ścieżka, która ledwo mieści skuter. Na końcu wsi ścieżka urywa się nagle i do innych wiosek można iść tylko ścieżką przez dżunglę lub płynąć łodzią. Każdy ośrodek ma mały sklepik, recepcję i jakąś knajpkę, nic poza tym. Prom na ląd pływa dwa, lub trzy razy dziennie w zależności od przypływu. Internet drogi i mało dostępny.

Wygląda na to, że znalazłem idealne miejsce aby spędzić ostatnie dni w Azji - mało ludzi, niewiele do roboty. Mam za to bungalow tuż przy zachodniej plaży, słyszę szum fal przez okna, widzę zachody słońca. Niebo jest pochmurne, ale gdy słońce wygląda jest upalnie, w nocy widać było odległe burze - błyski ale bez huku a zatem kilkadziesiąt kilometrów od nas. Teraz też zbiera się na burzę.

Jest wszystko to po co przyjechałem w tę podróż - błękitna, przezroczysta woda w morzu, szeroka plaża, palmy, leniwe legwany, dokazujące małpy, szeleszcące cykady. Nie ma za bardzo co robić, pozostaje wypoczywać, czytać książki, patrzeć na morze, pomyśleć.

Wcześniej zawsze była jakaś agenda, jakiś plan, kolejne miejsca do zobaczenia. Pobyt na plaży odbywał się kosztem zobaczenia innych miejsc. Teraz podróż dobiega końca, zobaczyłem w Azji co udało się zobaczyć i jedyne co muszę to dotrzeć za dziesięć dni do Singapuru. To proste, prom na ląd a potem trzy godziny w autobusie. A zatem czas odpocząć.