wtorek, 13 marca 2012

Tioman V - żółwie

Nad ranem lało tak samo, jak poprzedniego dnia. Myślałem, że będziemy mieli kolejny dzień deszczu ale gdy wyjrzałem przez okno było cieplej, jaśniej a pokrywa chmur była cieńsza.

Przed Ray's Diveshop siedziała na leżaku sympatyczna dziewczyna o szerokich ramionach.

- Jestem Heather i to mój pierwszy raz jako divemastera tutaj - przedstawiła się. Pochodzi z Kaliforni, pracuje wieczorami w barze na drugim końcu wioski, robi masaże i jest divemasterem freelancerem, czyli pracuje dla tego shopu, który akurat potrzebuje divemastera. Była już na Tioman w ubiegłym sezonie, porę monsunu przesiedziała na Borneo a w lutym wróciła.

Poczekaliśmy chwilę na parę - wysokiego, rudego Kanadyjczyka Collina i drobną Tajkę z Koh Samui - i po chwili szybka łódź wiozła nas w kierunku wyspy Chebeh. Było nas tylko czworo a na miejscu nurkowania była tylko nasza łódź - jaka odmiana po tłumach nurków okupujących rafy na Koh Tao.

Zrobiliśmy dwa nurkowania, oba ponad czterdzieści minut i było fantastycznie. Widziałem żółwia, który płynął sobie nad dnem a potem zaczął nabierać wysokości. Nie myślałem, że żółw jest pod wodą taki szybki. Widzieliśmy też mnóstwo kolorowych i nierealnych ryb, których nazw oczywiście nie jestem w stanie zapamiętać.

Mnie jednak bardziej niż ryby fascynują kształty koralowców i innych podwodnych roślin. Wyglądają tak fantastycznie, mają tak niesamowite kształty i niespodziewane kolory. Jak fraktale albo wykresy jakiś skomplikowanych równań różniczkowych. Specjalnie zrobiłem Peak Performance Buoyancy i bardzo uważam aby ich nie uszkodzić.

Gdy wróciliśmy okazało się, że możemy zrobić jeszcze jedno nurkowanie po południu, więc szybki lunch i znów na łódź. Tym razem popłynęliśmy w kierunku wysepki Renggis, gdzie Kanadyjczyk w sobotę utopił trzy maski nurkowe i okulary słoneczne narzeczonej. Heather co prawda kręciła głową mówiąc, że po trzech dniach, przy dużej fali nie mamy szans ich znaleźć, szczególnie że nie jesteśmy pewni przy której boi szukać. Poświęcimy na to kwadrans i popłyniemy w kierunku rafy.

I rzeczywiście, wyglądało na to że niepotrzebnie tracimy czas i powietrze pływając nad piaskowym dnem ale gdy zawróciliśmy w stronę rafy natknęliśmy się najpierw na jedną a potem na pozostałe maski. Okulary też się znalazły. Pogratulowaliśmy sobie i popłynęliśmy nad rafę koralową. I to też było bardzo udane nurkowanie z mnóstwem kolorowych ryb i roślin.

Gdy powróciliśmy poszedłem posiedzieć na plaży i popatrzeć na zachodzące za chmurami słońce. Deszcz już nie pada, wieje lekki wiatr, zrobiło się cieplej choć jeszcze nie upalnie. Od razu odżyła też dżungla, cykady cykają, żaby kumkają donośnie.

Bardzo udany dzień. Taki, który warto zapamiętać.