piątek, 16 marca 2012

Tioman VII - pożegnania

Wczoraj siedzieliśmy sobie przed diveshopem Raya - Collin, Luke, Lenny, lekarka z Koh Samui oraz Ray, Brian i kilku miejscowych chłopaków, którzy im pomagają. Prowadziliśmy leniwą rozmowę o niczym. Była ciepła noc, wszyscy mieli na sobie szorty - deszcze przestały padać i po raz pierwszy widać było gwiazdy.

Pomyślałem sobie, że za tydzień będę w samolocie lecącym nad Atlantykiem i że trafię w początek jesieni a przez kilka tygodni noce będą bardzo zimne. Będzie mi brakować Azji - ciepłych wieczorów, towarzystwa innych bakpakerów, łatwych znajomości, słońca, plaży, dobrego jedzenia, owoców, wielu innych rzeczy.

Tymczasem zostałem sam na wyspie. Wszyscy moi znajomi dziś wyjechali, Dasza i Sasza popłynęły zaraz po śniadaniu, podobnie Luke i Collin, Tajka poleciała samolotem do Singapuru a stamtąd na Koh Samui. Lenny wyspała się do południa i popłynęła promem popołudniowym. Prosiłem ją aby została bo w końcu czy na Perentianach jest lepiej niż tutaj? Ale pojechała ponurkować, gdzie indziej - w podróży czasem lepiej trzymać się pierwotnego planu a czasem zostać gdzieś na dłużej.

To był kolejny udany dzień, który minął niewiadomo kiedy. Rano pobiegałem, poćwiczyłem na plaży a potem popływałem w spokojnej wodzie. O dziesiątej wypłynęliśmy nurkować przy Labas i było fantastycznie. Ryby wcale się nami nie przejmowały, przedzieraliśmy się przez studnie i kaniony, widzieliśmy żółwia, manty, mątwy i jak zawsze fantastyczne korale oraz mnóstwo kolorowych ryb. Dobre nurkowanie.

Po powrocie zjadłem coś, poczekałem z Lenny na przystani a potem siedziałem trzy godziny na plaży nic nie robiąc i czekając na zachód słońca. Słuchałem muzyki i nawet nie myślałem za bardzo o niczym.

Tak więc zostałem sam ale nie zamierzam tym się zamartwiać, Heather zaprosiła mnie na imprezę urodzinową która odbywa się na drugim końcu plaży.