sobota, 29 grudnia 2012

Angkor Wat

Teleportacja - wsiadłem wieczorem do sypialnego autobusu w Sihanoukville, wyszedłem na chwilę aby się wysikać w Phonm Penh i obudziłem gdy dojeżdżaliśmy rano do Siem Reap. Przemirzyłem Kambodżę z południa na północ.

Byłem zamknięty w ciasnej zespawanej klatce z za krótką leżanką, bez okna, podobnie, jak gromada innych turystów. Ale mój luksus polegał na tym, że leżący kolo mnie Kambodżańczyk wysiadł w Phom Penh i jako jedyny miałem dwa miejsca dla siebie.

Siem Reap jest proste - Main Street, typowy azjatycki bałagan, który mijasz jadąc na Pub Street - centrum dzielnicy turystycznej. Największa atrakcja turystyczna Kambodży, więc i największy turystyczny bajzel, w typowym dla Tajlandii stylu z masażem stóp na ulicy, setkami restauracji i kawiarni, rikszarzami oferującymi wieczorem marijuanę i dziewczyny oraz tłumami, tłumami.

Turyści przyjeżdżają tu autobusami z Tajlandii albo przylatują zewsząd - Europy, Ameryki, Azji. Połowa Europejczyków, reszta Azjaci z Japonii, Koreii, Singapuru a nawet z Indii.

Na szczęście to wszystko nie zepsuło Khmerów, którzy nadal są mili, uprzejmi a ceny ciągle umiarkowane choć drożej tu niż gdzie indziej w Kambodży. Trzydniowy bilet do Angkor 40 dolarów, wynajęcie tuk tuka na cały dzień 13-15 dolarów (kierowcy wiedzą dokąd cię zawieźć i cierpliwie czekają godzinami, gdy zwiedzasz), pokój 13 dolarów (gdzie indziej płacę 5-6 dolarów, ale ten był prawdziwy hotelowy z wanną, szerokimi łóżkami etc.). Kupiłem dwa t-shirty po dwa dolary każdy.

Sam Angkor imponuje ale po pierwsze zdjęcie jest warte tysiąca słów.

Pod drugie za dużo turystów i Bagan w Birmie miał dla mnie więcej uroku. Rzecz gustu, nastroju, chwili. Piotr, którego zostawiłem w Sihanoukville jedzie stamtąd przez Bangkok do Birmy. Zazdroszczę mu, choć Kambodża też jest prawie tak samo fajna.

Ja tymczasem w ciagu dwóch dni tyle się nachodziłem po zabytkach w upale, tyle razy odmówiłem propozycji dziewczyny i marijuany, że chyba pójdę prosto do nieba. Zastanawiałem się co robić? Jechać z Kirsten i Samem do Bangkoku? Może dalej do Chumphon? Lecieć do Vientiane albo Pakse w Laosie? A może jeszcze gdzie indziej? Odpocząć jeden dzień kręcąc się po Siem Reap? Nuda. Trzeci dzień w Angkor? Kolejne zdjęcia? Zwiedzać muzeum?

Wstałem rano, jak codzień i wyszedłem na Pub Steet poszukać kawy. Większość miejsc jeszcze zamknięta bo otwierają od ósmej. W jednym z biur zapytałem o bilety do Kampong Cham. Nie było wolnych miejsc ale po chwili znalazło się jedno, zdążyłem tylko porozmawiać z Kathe, wypić drugą kawę i zjeść owsiankę.

A teraz przede mną prawdziwa Kambodża, dziś nocuję w Kampong Cham z widokiem na Mekong a jutro ruszam dalej do Ratanakiri, najodleglejszej, najbiedniejszej, wschodniej prowincji. Tym razem podróżowałem prawdziwym, lokalnym autobusem z Khmerami a nie z turystami. Wszyscy mieli Nokie zamiast smartfonów, więc to chyba byli prawdziwi, prości, ubodzy ludzie (to Azja, więc nawet kierowca mojej rykszy w Siem Reap miał iPhone 4S).

Zobaczymy, co mnie czeka w Ratanakiri...