czwartek, 15 grudnia 2011

Sprawa się rypła (prawie)

Cały wyjazd nagle omal nie stanął pod znakiem zapytania.

Spałem długo i już po obudzeniu poczułem, że będzie mnie bolała głowa. Wszystko szło powoli, robienie kawy, prysznic. Snułem się po mieszkaniu zajmując kilka sprawami na raz – kopiując kolejne płyty do iTunes i myśląc co jeszcze mam załatwić. Za oknem świeciło piękne słońce a mnie wszystko szło jakoś wyjątkowo nieskładnie.

Byłem umówiony o pierwszej z Remkiem pod konsulatem Wietnamu, gdzie mieliśmy odebrać paszporty z wizami. Specjalnie prosiliśmy we wtorek aby wydali nam je w czwartek a nie w przyszłym tygodniu bo przecież w niedzielę mamy samolot. A zatem odbieramy paszporty a ja jeszcze wcześniej miałem odwiedzić mojego pracodawcę aby podpisać jakieś ostatnie papiery.

Ponieważ wszystko szło mi powoli, więc dopiero przed pierwszą wynurzyłem się z domu. Autobus uciekł, więc musiałem zaczekać. Gdy o 13:12 dostałem od Remka SMS-a – “Ja już wizę odebrałem” do konsulatu został mi jeszcze jeden przystanek. I gdy w końcu tam dotarłem zastałem zamkniętą furtkę. A na tabliczce napisane, że konsulat pracuje do 12:00.

Minęła chwila zanim dotarło do mnie co się właśnie stało. Paszport jest w konsulacie, razem z wizami do Birmy, Indii i pewnie Wietnamu. A konsulat jest już zamknięty i otworzą go dopiero w poniedziałek. Wówczas będzie już za późno. Doskonała pułapka losu – nie można zdobyć kopii paszportu i wiz w takim czasie. Katastrofa. Spełniły się moje czarne wizje. Czy to dzieje się naprawdę, czy może tylko mi się śni?

Zacząłem dzwonić do do furtki ale nikt nie otwierał. Głucha cisza. Zadzwoniłem do Remka.

- Nie mogę gadać, jestem teraz w Urzędzie Skarbowym. No jak, byłem to były tylko cztery osoby w środku. Walcz. Pa.

I co miałem robić? Dosyć łatwo przesadziłem ogrodzenie i zacząłem się dobijać do drzwi. W końcu pojawił się, jakiś Wietnamczyk i zapytał o co chodzi. Zacząłem mu tłumaczyć ale poprosił abym przeszedł na angielski. Więc przeszedłem i jeszcze raz zacząłem powtarzać, że bardzo przepraszam i że to oczywiście moja wina ale, że potrzebuję tego paszportu dziś. Popatrzył na mnie chwilę sceptycznie, wziął ode mnie karteczkę do odbioru paszportu i zniknął w środku. Po chwili, która  strasznie mi się dłużyła otworzyły się drzwi wydziału wizowego i wyszedł stamtąd mój Wietnamczyk razem z miłą Wietnamką i moim paszportem w ręku.

Znów zacząłem im energicznie dziękować przepraszając za całą sytuację i powtarzając, że to wszystko moja wina. Patrzyli na mnie z pewną rezerwą. Pewien zgrzyt pojawił się, gdy poruszyłem klamką do furtki i zapytałem, czy mogą mi otworzyć furtkę.

- Jak tu się dostałeś – zapytał w Wietnamczyk.

Wyjaśniłem jak i wówczas popatrzył na mnie z niesmakiem.

- Nie rób tego więcej.

Nigdy więcej. W każdym razie mam paszport i wszystkie potrzebne wizy.