Znudziły mi się już Indie, przyzwyczaiłem się do nich. Ulice, bieda, żebracy, brud, rynsztoki, handlarze przestało to robić a mnie wrażenie. Nie da się od tego uciec ale można się z tym oswoić. Zacząłem doceniać dobre strony - ludzi, targowanie się o ceny, herbatę z imbirem, uliczne jedzenie, krajobraz za oknem pociągu.
Nasz guesthouse w Kalkucie to znowu dziura na Sudder Street. Gdy już zapłaciliśmy Remek zwrócił mi uwagę na krwawe ślady na ścianach. Ktoś tu rozpaczliwie zabijał karaluchy, w łazience leży kilka strupieszałych odwłoków. W dodatku koło rury kanalizacyjnej jest wielka dziura zapraszająca wszystkie szczury z ulicy. Szykowaliśmy się na ciężką noc ale nic nas nie zaatakowało więc hotel zyskuje nasze uznanie. Takie właśnie są Indie, pierwszego dnia się brzydzisz, drugie przywykasz, trzeciego czujesz jak w domu.
Wybieramy takie miejsca chyba wyłącznie z powodów ideologicznych. Obok jest wyglądający przyzwoicie hotel za 1500 rupii (30 dolarów) i kilka boutique hotels po 100 dolarów. My jednak uparcie, podobnie jak inni bakpakerzy szukamy najtańszych dziur. Tanie noclegi, tanie przejazdy, tanie jedzenie.
Gdybyśmy tylko odrobinę zwiększyli nasz budżet - brali ciut lepsze hotele, turystyczne autobusy i latali na większe dystanse tanimi liniami - nasza podróż stałaby się znacznie mniej męcząca. Tylko, że wówczas bylibyśmy turystami, ominęłoby nas współdzielenie części niewygód ze zwykłymi Hindusami. Nie poczuli byśmy tego jak oni żyją.
Z jednej strony to trendy, eko i bardzo progresywnie zostawiać pieniądze wprost u ludzi a nie w kieszeniach bezdusznego przemysłu turystycznego. Z drugiej bakpakerzy są jak plastikowe śmieci w tutejszym krajobrazie, zbijając ceny i walcząc z miejscowymi o każdą rupię nie zostawiają tu nadwyżek pozwalających miejscowym akumulować kapitał. Mądre królestwo Bhutanu nie wpuszcza bakpakerów.
* * *
Traktując Kalkutę, jak obowiązek myślami jestem już w Birmie. Do naszego stolika w kawiarni internetowej przysiadła się para w średnim wieku - Niemiec i Francuzka. Okazało się, że ona ma bilet z Bagkoku do Rangunu na tę samą linię lotniczą, ten sam dzień i tę samą godzinę (są dwa loty AirAsia, rano i popołudniu), co my. Co za zbieg okoliczności.
A w Birmie przed wyborami uwolnili więźniów politycznych.
Towarzysz Francuzki od dwudziestu lat podróżuje po Azji. Jego spostrzeżenia - dwadzieścia lat temu wszyscy byli dramatycznie biedni, nie było widać klasy średniej, nie było Hindusów podróżujących po Indiach turystycznie. Dziś wygląda to inaczej, na ulicach jest znacznie mniej żebraków, mniej biedy. Ale większość Indii, poza miastami, żyje jak w XIX wieku - bez prądu, uprawiając pole pługiem ciągniętym przez bawoły.
Jednak inne spostrzeżenia Niemca były dość idiotyczne. Dwadzieścia lat temu płacił za dobry pokój w hotelu sto rupii a dziś tysiąc. Nie mógł zrozumieć moich wyjaśnień, że daje to średnią roczną 12-proc. inflację - przyzwoity wynik na kraj Azji. Argumentował, że w 1992 roku wydał na dwie osoby 600 marek przez pięć tygodnii. Może i tak ale od tamtego czasu Niemcy przyłączyły DDR a potem przyjęły euro i ich waluta poniosła koszta zabaw polityków. Sorry Helmut, to nie Indie zdrożały, to ty zbiedniałeś.
W dodatku już nie tylko garstka Anglików, Niemców i Amerykanów chce podróżować po Indiach tanio z plecakiem. Kilka hoteli na Sudder Street widzieliśmy szczelnie wypełnionych młodymi ludźmi o skośnych oczach. Nasi towarzysze z pociągu wyjaśnili nam, że właśnie trwają wakacje w Korei i że Europa jest dla nich zbyt droga.
Ale kiedy Remek rzucił:
- Znowu Korea - na widok grupki wypełniającej podwóreczko jednego z hotelików, ci oburzyli się i wyjaśnili nam, że są z Chin.
I gdy już wszyscy Koreańczycy, Chińczycy a na końcu sami Hindusi zaczną spędzać wakacje podróżując z plecakiem to tanie wakacje w tropikach będzie można włożyć między legendy.