niedziela, 15 stycznia 2012

Warszawa - Kalkuta

 W trzy godziny zwiedziliśmy Kalkutę. Z jednej strony to żałosne, jesteśmy w piętnastomilionowym mieście, drugim co do wielkości ośrodku atomowego mocarstwa liczącego ponad miliard mieszkańców. A wszystko co tu można zobaczyć, to Victoria Memorial - największy budynek w mieście, taki średniej wiekości i urody pałacyk otoczony parkiem. I do tego Maidan, spory park miejski zaśmiecony i pełen młodzieży grającej w krykieta, pozostałości ogromnej przestrzeni wokół fortu, której Brytyjczycy nie pozwolili zabudować.

W środku Victoria Memorial tłumy zwiedzających Hindusów ale cała wystawa to kilka angielskich obrazów, akwarel i szkiców pokazujących, że miasto to było całkiem ładne, gdy nie zamieszkiwało go piętnaście milionów ludzi, nad brzegami stały białe pałace a na rzece cumowały żaglowce brytyjskiej floty handlowej. Do tego współczesne obrazy - galeria wielkich Hindusów i mała wystawka pokazująca uzyskiwanie świadomości narodowej przez Bengalczyków.

Spaceruję tak i zastanawiam się, jak to możliwe, że nie ma tu żadnych śladów kultury materialnej. Przecież to kolebka cywilizacji, żyli tu radżowie, mieli jakąś sztukę użytkową, stroje, biżuterię, budowle, świątynie. A główne punkty miasta to pozostałości po Brytyjczykach. Część budynków w centrum ładna ale tak zniszczona, że można tu kręcić filmy wojenne. Nowe budynki to jakiś straszny prymityw w połączeniu z Cepelią.

Potem uświadamiam sobie, że w moim rodzinnym mieście największy teren rekreacyjny w centrum to pozostałość po placu ćwiczeń rosyjskich pułków stacjonujących na Lindleya. Dominującą budowlą jest pałac zbudowany przez okupanta, otoczony wyburzoną, nienaturalnie pustą przestrzenią. W Muzeum też nie ma specjalnie imponujących dzieł sztuki za to obok można się wiele dowiedzieć o martyrologii. 

Architektura nie poraża ani urodą ani organizacją przestrzeni a na ładne miasto można się napatrzeć na szkicach Canaletta. Podobnie, jak Kalkuta miasto jest do granic możliwości zapchane przybyszami z prowincji pracującymi za głodowe stawki. I jak tutaj na każdym wolnym skrawku chodnika wyrastają stragany z gaciami i ręcznikami.

Cholernie trudno czuć wyższość wobec tych Indii.