środa, 11 stycznia 2012

Plaża

Na plaży prawie wszyscy czytają książki, więc zawieranie znajomości jest łatwe. Prawie wszyscy czytają Slum Dog Milionaire, Shantaram lub biografię Steve Jobsa. Pożyczyłem na chwilę Paragraf 22 od dwóch Amerykanek, które z tego powodu nazwałem siostrą Duckett i siostrą Cramer. W domku na przeciwko mieszka Dominik, Korsykanin, który cały czas wertuje Lonely Planet South India i blada Angielka, która uskarża się, że jej zimno.

Ustalił się pewien porządek w naszym beach barze przy zajmowaniu leżaków - Amerykanie po prawej, my w środku a grupka imprezujących Anglików zajmuje miejsca po lewej. Koreanki po jednym dniu przestały przychodzić na plażę - siedzą na tarasie domku wpatrując się w ekrany iPhone a do kompanii dołączają po zachodzie. Choć jesteśmy dwadzieścia lat starsi od wszystkich w grupce po prawej nas zaakceptowali, gdy okazało się, że jesteśmy prawdziwymi bakpakerami, nasza podróż potrwa kilka miesięcy i wybieramy się do Birmy.

Siostry Duckett i Cramer pdróżują już razem od kilku miesięcy a siostra Duckett wcześniej przez rok uczyła angielskiego w Koreii Południowej, więc w Azji jest już prawie dwa lata. Obie skończyły dobry uniwersytet, chętnie wdają się w rozmowy ale chodzą wcześnie spać i nie dają wyciągać nigdzie wieczorem. Konsekwentnie odmawiają częstowane marijuaną przez Anglików.

- We are so lame - śmieje się siostra Cramer swoim niskim głosem.

Dominik jest w Azji pierwszy raz i na razie od listopada podróżuje po Indiach. Jest przystojny, mówi po angielsku niezgrabnie z francuskim akcentem, przez rok mieszkał w Stanach i doskonale zna się na amerykańskim futbolu. Z tego powodu, gdy do nas dołączył dziewczyny stoczyły pojedynek o jego względy.

Zmarźnięta Angielka zdecydowanie odrzuca moje sugestie, że mogą to być symptomy malarii. Ona też zjeździła całe Indochiny i Indie.

Ledwie jednak ustalił się jakiś porządek, zdążyliśmy się poznać i wymienić historie a już nasze kółko zaczęło się rozpadać. Po pierwszej niedzieli po nowym roku plaża zaczęła pustoszeć, grupka Anglików po lewej najpierw zmalała a potem zastąpiły ich całkiem cztery rozrywkowe Rosjanki. Dominik nie mógł wymienić biletu i zostać dłużej, więc wyruszył zwiedzać Keralę, Angielka postanowiła, że musi coś jeszcze zobaczyć przed powrotem do domu i tylko Amerykanki będą okupować leżaki jeszcze przez tydzień.

Skończył się sezon, ceny wynajmu domków spadły, zniknęli wczasowicze a zostali podróżnicy, którzy jak my mierzą czas podróży w tygodniach. Słońce pali jak dawniej ale gdzieś na morzu był sztorm i woda zrobiła się chłodniejsza a co najdziwniejsze znów śpię w śpiworze zimowym. Ostatniej nocy mój termometr zanotował czternaście stopni a nasz domek to budowla z płyty pilśniowej i bambusa. Myślałem, że gdy dotrzemy w tropiki zacznie się wieczne lato i wyrzucę śpiwór oraz część ciepłych polarów. Wcale się na to nie zapowiada.

I choć wcale nie mamy na to ochoty i nawet myśleliśmy aby polecieć prosto z Goa do Bangkoku nadszedł czas aby ruszyć w drogę. Z żalem pożegnaliśmy plaże i palmy i wsiedliśmy w dalekobieżny autobus do Bombaju. Remek kręci nosem ale ja chcę zobaczyć miasto w którym mieszka szesnaście milionów ludzi.

* * *

Czas na plaży zaczął biec coraz szybciej. Pierwszy dzień po przyjeździe wlókł się niemiłosiernie, ostatni gdy opalaliśmy się już częściowo spakowani minął nie wiadomo kiedy. Coraz więcej czasu upływało mi na leżaku, na słońcu, na słodkiej nudzie i nic nie robieniu.

Prowadziłem tu obrzydliwie zdrowy tryb życia. Wstawałem przed ósmą aby pobiegać i popływać w morzu, potem jadłem ogromne śniadanie z jajkami i owsianką. Opalałem się, pisałem, piłem kilka szklanek soku z papayi (witamina E). Zjadałem humus z pitą na lunch i wielki kawałek tuńczyka albo coś wegetariańskiego na kolację. 

Po pięciu dniach tak higienicznego trybu życia miałem tak tego dość, że kupiłem sobie coca-colę i snickersa. Poszliśmy oglądać mecz Manchester City vs. Manchester United, dookoła wszyscy pili piwo a ja zamówiłem red bulla i było już ze mną źle, potrzebowałem czegoś niezdrowego. Na szczęście Anglicy poczęstowali nas skrętami i humor mi się poprawił.